Chciałbym w tym miejscu przedstawić swoje ulubione rozdanie brydżowe - dzięki Bogu brałem w nim udział tylko jako obserwator |
W akcji możemy podziwiać* czterech kozienickich (miasto w byłym województwie radomskim) brydżystów*: Grzesia, Lefka, Ampera (rozgrywający) i Jajacka. Podejrzewam, iż nikt poza Amperem nie za bardzo chciałby, aby Cały Świat dowiedział się, iż ich iloraz inteligencji jest przez lekarzy określany mianem debilizmu - dlatego nie wspomnę, kto siedział na W, N i E.
Licytacja w tym rozdaniu była dosyć niestandardowa
W znalazł się w ciężkiej sytuacji: musiał zawistować. Bez kontry partnera miałby wybór między treflami, kierami a pikami. Kontra partnera sugerowała nietypowy wist - najbardziej nietypowym wistem zdawał się być karowy i taki też nastąpił. S powiedział słodko dziękuję i zabrał się do wzięcia czternastu lew w czerwonych kolorach. Po zgraniu ośmiu kar z ręki (na stole zostało pięć kierów) graczowi* E w pięciu kartach nie chciały zmieścić cztery kiery i dwa asy. Dość sensowne wydawało się zrzucenie pika (zwłaszcza, że W dzielnie pokazywał kolor pikowy chcąc naprowadzić rozgrywającego na impas trefl). Po zagraniu z ręki króla pik w miarę rozsądne było z kolei zrzucenie waleta kier (może nie ma dojścia do stołu). Nastąpiło tu bardzo ładne i dość rzadkie połączenie dwu przymusów na gracza E:
Można zauważyć, że nawet wist kierowy kładł kontrakt - rwał komunikację do "przymusu". Gracz W wyszedł już ze szpitala i ma się dobrze. *: W języku polskim bardzo ciężko jest na pewne rzeczy znaleźć odpowiednie określenia. |